19 lut 2013

"Lewa ręka Boga" - Paul Hoffman

Tytuł: Lewa ręka Boga
Tytuł oryginalny: The Left Hand of God
Autor: Paul Hoffman
Seria/cykl wydawniczy: Lewa ręka Boga
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 4 maja 2011
Liczba stron:  448


W Sanktuarium nie ma miejsca na litość i miłosierdzie. Ci, którzy trafiają do kamiennego labiryntu sal, mają tylko jedno zadanie: walczyć aż do śmierci o Jedynie Słuszną Wiarę. Tomas Cale ma piętnaście albo szesnaście lat – nie pamięta. Nie pamięta również tego, jak nazywał się, nim trafił w ręce okrutnych braci. Niezwykle utalentowany, zarówno czarujący, jak i zdolny do niebywałego okrucieństwa, w chwili słabości pozwala sobie na nieodpowiedzialny czyn. W odruchu litości zabija pastwiącego się nad młodą kobietą odkupiciela, podpisując na siebie wyrok śmierci. Tomas musi uciekać przed karzącą ręką Powieszonego Odkupiciela i jego fanatycznych wyznawców.


Człowiek uwięziony w klatce po woli wariuje. Dostaje obłędu. Nie potrafi dostosować się do sytuacji ograniczenia jego wolności i przestrzeni osobistej. Chyba, że… Jest niczym słowik od zawsze wychowany w niewoli. Nigdy nie zaznawszy wolności, nie tęskni za nią. Wręcz przeciwnie. Czasami otwarte przestrzenie i zbyt duże możliwości wprost paraliżują. A co jeżeli zostaliśmy od samego początku zamknięci w klatce, by nauczyć się żyć?


Tomas jest istną maszyną do zabijania. Do tego się urodził. To jest jego przeznaczenie. Które nie do końca mu odpowiada. Zamknięty w Sanktuarium, gdzie rygor dorównuje więzieniu nie ma miejsca na przyjaźń, która karana jest chłostą. Każdy przelewa samodzielnego myślenia traktowany jest jako nieposłuszeństwo, za które otrzymana kara nie będzie tylko cielesna. Czeluście piekieł są gotowe na przyjęcie grzeszników… Jak przetrwać w takich warunkach, nie zatracając miłosierdzia? Jednocząc się w nienawiści do „katów” i niemożliwych więzach przyjaźni, które pozwalają wyrwać się nawet z piekła.



Książka ta jest rzeczywiście niezwykła. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z tak „doplanowanym” pomysłem na książkę. Losy Tomasa, czyli głównego bohatera są niezwykle zawiłe, podobnie jak on sam. Z każdym rozdziałem odkrywałam coraz to nowe twarze Cale. Pod maską bezwzględności, czaiła się ukryta miłość, a pod miłością zaś nienawiść. Można by powiedzieć, że Tomas jest jak Ogr, bo Ogry zaś są jak cebula, a cebula ma warstw :).  Jednakowoż, naszego kochanego Ogra lubiłam tylko na początku, a choć w późniejszych rozdziałach, wciąż mnie zaskakiwał, coraz bardziej mnie irytował. Stanowczo bardziej do gustu przypadł mi dobroduszny Henri, który swoją postacią wprost rozpromieniał całą akcje.



Plusami książki są jej niezwykłe zwroty akcji. Lecz ogromnym minusem język. Trudny, ciężki i chwilami monotonny usypiał mnie, mimo szczerych chęci. Przełomem w uświadomieniu sobie całego problemu budowy zdań, było przeczytania fragmentu książki, kiedy to czułam się jak przy czytaniu biblii.



Nie jestem pewna, czy autor specjalnie stworzył powieść, dowołując się do podań religii i do tego wzorując się i starając się jak najbardziej skopiować styl i podniosłość pisania, ale uważam, że to nie przejdzie. Książka jest ciekawa i zaskakuje, lecz póki co nie zamierzam czytać 2 części. Chyba na jakiś czas odpuszczę sobie tą „biblię”…



*Przepraszam, jeżeli ktoś poczuł się urażony moimi spekulacjami religijnymi.


Moja ocena: 6/10


 A gdyby komuś nie chciało się czytać... :)
 


Wyzwanie: Przeczytam tyle, ile mam wzrostu - 2,1cm

1 lut 2013

"Intuz" - Stephenie Meyer



Tytuł: Intruz 
Tytuł oryginalny: The Host 
Autor: Stephenie Meyer 
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie 
Data wydania: listopad 2008 
Liczba stron: 560



Przyszłość. Nasz świat opanował niewidzialny wróg. Najeźdźcy przejęli ludzkie ciała oraz umysły i wiodą w nich na pozór niezmienione życie. W ciele Melanie jednej z ostatnich dzikich istot ludzkich zostaje umieszczona dusza o imieniu Wagabunda. Wertuje ona myśli Melanie w poszukiwaniu śladów prowadzących do reszty rebeliantów. Tymczasem Melanie podsuwa jej coraz to nowe wspomnienia ukochanego mężczyzny, Jareda, który ukrywa się na pustyni. Wagabunda nie potrafi oddzielić swoich uczuć od pragnień ciała i zaczyna tęsknić za mężczyzną, którego miała pomóc schwytać. Wkrótce Wagabunda i Melanie stają się mimowolnymi sojuszniczkami i wyruszają na poszukiwanie człowieka, bez którego nie mogą żyć.


     Kosmos. Układ Słoneczny. Ziemia. Europa. Polska. Działoszyce. Biblioteka Publiczna, a w niej nastoletnia dziewczyna przyciskająca do piersi książkę niczym ostatnią ostoję na tym świecie. Na czarnej okładce widnieje wyraźny napis: Intruz” – Stephenie Meyer. Lecz to nie jest ważne. Oprawa może zachwycić, zachęcić, ale to wnętrze się kocha. Litery ułożone w słowa, które z pozoru są niegroźne, odpowiednio skomponowane, tworzą własny świat, który może porwać cię bez reszty. Wyjątkowy świat pełen przygód, magii i przyjaciół.

Dziewczyna ostatni raz spogląda na książkę smutnym, lecz usatysfakcjonowanym spojrzeniem i odkłada ją na półkę. Nie jest jej łatwo rozstać się z nowym przyjacielem, lecz wie, że robi dobrze. Nie tylko ona jedna zasługuje na szczęście ukryte na stronach niepozornego z wyglądu dzieła. Po krótkiej chwili odwraca się i wychodzi z biblioteki z kolejną lekturą pod ręką i niemrawą nadzieją, że znów zyska przyjaciela. Tą dziewczyną jestem ja…



Wielu książek już nie pamiętam. Niemożliwością jest spamiętać je wszystkie. Lecz istnieją na tym świecie skarby, które na zawsze pozostaną w naszej pamięci. Takim skarbem jest dla mnie opowieść o dwóch kobietach uwięzionych w jednym ciele. I choć już brzmi to dosyć irracjonalnie, jest jeszcze bardziej zawiłe niż może się z początku wydawać.

Czy zastanawialiście się kiedyś, jak to jest, dzielić swoje ciało z kimś innym? I to w cale nie z własnej woli? Melanie wie co to za uczucie i wcale jej się to nie podoba. Odkąd Ziemie oponowały istoty z innego świata wiele się zmieniło. Bezcieleśni najeźdźcy potrzebują ludzi, aby przetrwać na planecie. Kradną im ciała i zabijają wspomnienia, myśli, świadomość. A czymże bez tego jesteś? Lecz nie wszyscy idą potulnie niczym baranki na śmierć. Nikt nie chce dobrowolnie rozstawać się z własnym ciałem, lecz nie każdy jest na tyle silny by o nie walczyć. Melanie jednak była i nawet po umieszczeniu w jej ciele obcej duszy o imieniu Wagabunda jej świadomość przetrwała jednak bez kontroli nad własnym losem. Wagabundzie ta sytuacja również nie jest w smak, lecz nie zamierza zrezygnować z ciała i znów wrócić w stan „zawieszenia”. Przeszukując wspomnienia „poprzedniczki” by pomóc odnaleźć kryjówkę reszty uciekinierów coraz częściej natrafia na myśli o ukochanym mężczyźnie „ciała”, które zamieszkuje. Coraz silniejszy napływ uczuć spotęgowany przez wciąż walczącą Melanie, mąci jej umysł. Postanawia odnaleźć ostatnich jak się wydaje ludzi na własną rękę pakując się w nie lada tarapaty.

Pokochałam ten utwór od pierwszych stron, po ostatni akapit. Dynamiczna akcja ciągle zaskakuje czyś nowym czytelnika, a miłosne rozterki dodają pikanterii. Język tekstu, każde słowa trafia prosto do serca czytelnia trącają odpowiednią strunę uczuć. Śmiech, płacz, ból i miłość równo zapisane czarnym atramentem na 560 stronach odczuwa się niczym własny. Takich jak to dzieł się nie czyta. Je się przeżywa.

W książkach zwykle szukam ucieczki. Są one murem oddzielającym mnie od szarej rzeczywistości. Niektóre z nich uczą i przekazują wartości moralne, inne koncentrują się na miłości i szczęściu, kolejne zaś uparcie dążą do stworzenia świata pełnego magii i nowoczesności. Prawdziwym jednak mistrzostwem jest połączenie tego wszystkiego w jedną spójną całość ukazującą zarówno piękno jak i problemy świata w sposób całkowicie nieadekwatny co do przyjętych norm. Stephenie Meyer jednak się to udało i za to jej dziękuję.

 
Moja ocena: 10/10


Film na podstawie książki już w tym roku ma zaszczycić swą obecnością nasze skromne kina. Co na to fani? Adaptacja sprosta wymaganiom postawionym przez książkę?