Tytuł oryginalny: The Left Hand of God
Autor: Paul Hoffman
Seria/cykl wydawniczy: Lewa ręka Boga
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 4 maja 2011
Liczba stron: 448
W Sanktuarium nie ma miejsca na litość i miłosierdzie. Ci, którzy trafiają do kamiennego labiryntu sal, mają tylko jedno zadanie: walczyć aż do śmierci o Jedynie Słuszną Wiarę. Tomas Cale ma piętnaście albo szesnaście lat – nie pamięta. Nie pamięta również tego, jak nazywał się, nim trafił w ręce okrutnych braci. Niezwykle utalentowany, zarówno czarujący, jak i zdolny do niebywałego okrucieństwa, w chwili słabości pozwala sobie na nieodpowiedzialny czyn. W odruchu litości zabija pastwiącego się nad młodą kobietą odkupiciela, podpisując na siebie wyrok śmierci. Tomas musi uciekać przed karzącą ręką Powieszonego Odkupiciela i jego fanatycznych wyznawców.
Człowiek uwięziony w klatce po woli wariuje. Dostaje obłędu. Nie potrafi dostosować się do sytuacji ograniczenia jego wolności i przestrzeni osobistej. Chyba, że… Jest niczym słowik od zawsze wychowany w niewoli. Nigdy nie zaznawszy wolności, nie tęskni za nią. Wręcz przeciwnie. Czasami otwarte przestrzenie i zbyt duże możliwości wprost paraliżują. A co jeżeli zostaliśmy od samego początku zamknięci w klatce, by nauczyć się żyć?
Tomas jest istną maszyną do zabijania. Do tego się urodził.
To jest jego przeznaczenie. Które nie do końca mu odpowiada. Zamknięty w
Sanktuarium, gdzie rygor dorównuje więzieniu nie ma miejsca na przyjaźń, która
karana jest chłostą. Każdy przelewa samodzielnego myślenia traktowany jest jako
nieposłuszeństwo, za które otrzymana kara nie będzie tylko cielesna. Czeluście
piekieł są gotowe na przyjęcie grzeszników… Jak przetrwać w takich warunkach,
nie zatracając miłosierdzia? Jednocząc się w nienawiści do „katów” i
niemożliwych więzach przyjaźni, które pozwalają wyrwać się nawet z piekła.
Książka ta jest rzeczywiście niezwykła. Nigdy wcześniej nie
spotkałam się z tak „doplanowanym” pomysłem na książkę. Losy Tomasa, czyli
głównego bohatera są niezwykle zawiłe, podobnie jak on sam. Z każdym rozdziałem
odkrywałam coraz to nowe twarze Cale. Pod maską bezwzględności, czaiła się
ukryta miłość, a pod miłością zaś nienawiść. Można by powiedzieć, że Tomas jest
jak Ogr, bo Ogry zaś są jak cebula, a cebula ma warstw :). Jednakowoż, naszego kochanego Ogra lubiłam
tylko na początku, a choć w późniejszych rozdziałach, wciąż mnie zaskakiwał,
coraz bardziej mnie irytował. Stanowczo bardziej do gustu przypadł mi
dobroduszny Henri, który swoją postacią wprost rozpromieniał całą akcje.
Plusami książki są jej niezwykłe zwroty akcji. Lecz ogromnym
minusem język. Trudny, ciężki i chwilami monotonny usypiał mnie, mimo szczerych
chęci. Przełomem w uświadomieniu sobie całego problemu budowy zdań, było
przeczytania fragmentu książki, kiedy to czułam się jak przy czytaniu biblii.
Nie jestem pewna, czy autor specjalnie stworzył powieść,
dowołując się do podań religii i do tego wzorując się i starając się jak
najbardziej skopiować styl i podniosłość pisania, ale uważam, że to nie
przejdzie. Książka jest ciekawa i zaskakuje, lecz póki co nie zamierzam czytać
2 części. Chyba na jakiś czas odpuszczę sobie tą „biblię”…
*Przepraszam, jeżeli ktoś poczuł się urażony moimi spekulacjami
religijnymi.
Moja ocena: 6/10
A gdyby komuś nie chciało się czytać... :)
Wyzwanie: Przeczytam tyle, ile mam wzrostu - 2,1cm